Pewna pani miała kocicę. Musiała wyjechać. Kocicę zostawiła pewnemu panu na czas swojej nieobecności.
Pan nieszczególnie zajmował się kocicą. Kocica się okociła. Był jeden bury kocur, drugi bury kocur i czarna kotka, najmniejsza z miotu.
Pani wróciła. Kocięta były już podrośnięte. Ponieważ pan się nimi nie interesował, zdziczały. Pani zabrała zatem ze sobą tylko kocicę. Kocięta zostały.
Pewni państwo mieszkający nieopodal wzięli do siebie czarną kotkę, bo była najmniejsza i bo była czarna.
Dwa kocury zostały same i trzymały się razem. Zamieszkały w opuszczonym domu. Wyglądały prawie tak samo.
Przyszła sroga zima. W opuszczonym domu było bardzo zimno. Czarna kotka miała ciepło i była syta, i zapomniała, że miała rodzeństwo. Dwa bure kocury trzymały się razem i bardzo marzły. Teraz już były naprawdę bardzo dzikie i bały się każdego.
Pewni państwo mieszkający nieopodal zauważyli bezdomnego burego kota. Było naprawdę bardzo zimno. Ci państwo postanowili trochę karmić burego kota, żeby nie zdechł z głodu. Czasem było jednak tak zimno, że jedzenie wystawiane na dwór zamarzało. Bury kot bał się ludzi i nie chciał wchodzić do domu.
Przyszła wiosna i okazało się, że bury kot przeżył. Dał się oswoić w końcu tym państwu, co go zimą karmili, i nauczył się z nimi mieszkać, co trwało stosunkowo długo.
A potem się okazało, że w opuszczonym domu leży zeschnięte truchło innego burego kota, takie zwinięte w koci kłębek. I jakiś pan powiedział, że kiedyś zimą widział już to truchło, takie zamarznięte, i że do tego truchła tulił się inny bury kot, jeszcze żywy, ale uciekł na widok tego jakiegoś pana.
I ci państwo, co przygarnęli bezdomnego szarego kocura, zrozumieli, że tak naprawdę to były dwa bezdomne szare kocury.