Naszła mnie chęć zrobienia czegoś niezwykłego i pięknego. Ale jest już za późno, bym się ruszyła w tymże celu, zatem przyszłam coś napisać. Szukam w głowie niedokończonej opowieści, ale ciężko tam o takie rzeczy już od dawna. To smutne.
Jest zima za oknem, niech będzie zima w opowieści. Białe drzewa. Oszronione i obsypane śniegiem, zaśnieżony świat. Cisza. Powietrze. Biała mgła, w której toną ludzie. A nad tymi ludźmi niech stoją góry. Białe teraz. Las na nich, ten zaśnieżony właśnie. Może jakieś zwierzęta chodzą za jedzeniem? Nie widać ich.
Więc w tej ciszy, żywej aż, jest gdzieś kryjówka. W kryjówce mieszka teraz ktoś stary. Ktoś, kto dużo wie i nic nie musi na pozór, i w ogóle to nie wiadomo, z czego żyje ani jak żyje. Może do kryjówki można by dojść po śladach w śniegu, ale wiatr je ciągle zawiewa. Zimny, bardzo zimny wiatr.
Jest to coś jak koniec świata. Bo nikt o tym nie wie. Lub prawie nikt. To, o czym się głośno nie mówi, przestaje istnieć całkiem lub istnieje już tylko połowicznie.
Kto to jest, ten ktoś stary? O czym wie? Może wie coś o innych miejscach, które istnieją tak samo połowicznie bądź wcale, jak sama kryjówka tego kogoś. Może w jego świecie pisze się: Zima, i wymawia się to inaczej niż: zima. Może to jest znacząca różnica.
Co, jeśli w tej białej mgle kryje się ścieżka? Prowadzi gdzieś między górami. Tam widać kogoś skurczonego wiekiem, kto jednak uparcie idzie przed siebie.
[bardzo niedokończone]