środa, 25 czerwca 2014

53. Wakacje

Nareszcie czuję, że lato! Tak szkoda, że czerwiec z powodu sesji poszedł na zmarnowanie, to przecież chyba najwspanialszy miesiąc w roku.
Znowu to samo - jest tyle możliwości, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Na razie cieszę się tym, że mogę długo spać i jeszcze dłużej czytać książki w łóżku. Nie wisi nade mną żaden obowiązek.
WAKACJE!

piątek, 20 czerwca 2014

52. Two thousand miles away

Teraz jestem właściwie zmęczona snami. Snami i marzeniami. Nad ranem, w stanie półsnu, jeszcze pojawiają się te fantastycznie silne uczucia, ale zaraz blakną i myślę, że były głupie. Bezsensowne.
Został jeszcze jeden egzamin. Jestem niezdolna do nauki, nie mogę jej już znieść. Czekam całą sobą na koniec sesji i poza ten koniec nie wybiegam myślami. Bo nie ma dalszego ciągu. Nie chcę dalszego ciągu. Nic nie chcę. Nie marzę. Moje życie składa się z marzeń i oczekiwań, więc gdy już nie marzę i nie oczekuję, tak naprawdę jestem wolna całkowicie (w tym ponurym sensie). Ku niczemu nie ciążę. Do niczego nie dążę. Na niczym mi nie zależy. Nic nie czuję i czuć nie pragnę.
Czasem przychodzi do mnie ten nastrój. Jeszcze mi się nigdy nie udało tak go opisać, by stał się dla innych zrozumiały.
Zniknięcie Wenus. Odejście. Wyjście poza. Krajobraz na tym obrazie wygląda jak z baśni. Arabskiej, w której jest wolność i tajemnica, a także niezwykłe bogactwo słów, myśli i uczuć.
Kojarzy mi się to też z Kalormenem jakby. Że, wiecie, takie wzgórza miał za oknem Szasta, gdy postanowił uciec i zobaczyć w końcu, co może się kryć za horyzontem. Bo, rozumiecie, nie wiedział. Zazdroszczę mu tego, że nie wiedział i że jeszcze mógł ot tak ruszyć w zupełnie nieznane. Nie mogę się pogodzić z tym, że świat został zbadany, zmierzony i zważony. Nawet nie da się wierzyć, że gdzieś żyją Lotofagowie, Gryfy, Sfinksy czy inne liliputy.

niedziela, 1 czerwca 2014

51. Come Back Home

Przejedliśmy się wszyscy obiadem, mój zrudziały człekokształtny gość śpi teraz na moim łóżku. Zabawne.
Jestem w apogeum odrzutu studiowego. Będę musiała zaprosić do mego świętego domu kolejną niemal obcą osobę z uczelni. Czuję przymus, który nade mną wisi. Nie chcę. Nie lubię. Muszę. Nie cierpię.
No dobra, czy naprawdę, droga M, praca w wydawnictwie to taki cel możliwie najbliższy bycia książką?
A w prezencie dostałam następnego KJ, takiego pięknego i handmade, i życzenia na zszytych kartkach. Oddzielnie zapakowane bransoletki i wstążka. I jeszcze zakładka z tego papieru czerpanego, który sama kiedyś dla ciebie wybrałam. Pantha rei.
Z zabawnych rozważań - Rett Butler jest jednak bliższy rzeczywistości niż Tarzan, a obaj są bardzo męscy. Mój zrudziały gość się zbudził niestety i teraz zagląda mi z lewej strony w monitor. Dean Winchester z Supernaturala ma jednak 185 cm wzrostu, zatem nie jest niższy ode mnie, tak jak się tego obawiałam początkowo.