wtorek, 30 września 2014

62. Wojna

Choroba zaatakowała niespodziewanie. Nie tak szybko, nie od razu się to zaczęło, nie: początki były skromne i wyglądało na to, że wroga można z łatwością odeprzeć. Środki zaradcze, kontratak, siły sprzymierzone tabletek i proszków do rozpuszczenia w szklance gorącej wody. Nie takie to jednak proste. Wkrótce nastąpiło główne natarcie, armie zimnych dreszczy przechodziły po ciele, z dwóch stron w potrzask wzięta została głowa, jak w imadło zatrzaśnięta. Gdy legł bohater, oponent rozpoczął inwazję. Oto przełęcz gardła została poraniona i zasypana głazami, przez co wydała się jakby zapuchnięta. Oto tajne drogi w jaskiniach nosowych zatkane zostały szczelnie.
I choć się bronię jak mogę, podgrzewam temperaturę pod kołdrami i kocami, kolejne oddziały leków maszerują zdecydowanie, wróg mój jest silny i uparty. Gdy odzyskałam panowanie nad gardłem, utraciłam tereny nosowe. Zwycięstwo wciąż waży się na szali, ale nie tracę ducha. Ja będę triumfatorem!

środa, 10 września 2014

61. The Fisher Tale

He's a blue-eyed man
The perfect body with perfect hands
Are you beautiful now
Are you beautiful now

It's a nine bedroom home
The rolls get parked, the pools never cold
Are you wealthy now
Are you wealthy

The cover of a magazine
On Oscar night you thank the team
Are you famous now
Are you famous now

The fate of the world in your hands
Your victory speech of a promised land
Are you powerful now
Are you powerful now

Oooooh
Oooooh

Are you happy now
Are you happy now

wtorek, 9 września 2014

60. Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie

Kolejny już raz popadłam w szpony obsesji. Obsesji znacznie atrakcyjniejszej i piękniejszej od tej tam Rzeczywistości, która mi zagląda przez okno do pokoju i usiłuje namówić do wyjścia z domu. O nie, nie tym razem. Znaczniej lepiej się bawię bez ciebie, Rzeczywistość[cio]!
Gdybym się chciała pozbyć obsesji, mogę to zrobić tylko jednym sposobem: przepracować ją. Na razie jednak nie chcę się pozbawiać obsesji. Problem w tym, że ona i tak niedługo odejdzie, bo przecież weszła mi na mózg, na duszę, siedzi tam i cały świat zasłania tak, że czy chcę, czy nie chcę - myślę o niej. I tym sposobem i tak ją wkrótce przepracuję.
A wtedy czeka mnie powrót do Rzeczywistości. Tej szarej i nieciekawej, takiej pozbawionej baśni, trwałości i niezmienności. Tej paskudnej, w której wszyscy boją się wojny, gdzieś już się ludzie zabijają, a w tym wszystkim ja niebawem wracam na uczelnię i przed tym powrotem muszę przygotować jakiś materiał na seminarium, bo będę musiała przedstawić swoje postępy po wakacjach.
Marzy mi się ucieczka. Kiedyś odejdę stąd. Nie wiem jeszcze, czy wniknę do książki, czy wsiąknę w piosenkę, czy też zwyczajnie przejdę przez skośny sufit nad moim łóżkiem do tej drugiej warstwy świata, do której przejście ukryte jest właśnie w moim pokoju. Głęboko w to wierzę.
Ten post miał wyglądać nieco inaczej, ale zniosło mnie w trakcie pisania.
16:16. To on, to on się zbliża.


środa, 3 września 2014

59. Jak zła może być książka?

Właśnie - jak zła? Czytam teraz takie oto dziwo: "Przeminęło z czasem". Tak, sam tytuł daje dużo do zrozumienia. Okładka zresztą tak samo. A mimo to - ciągle czytam.
Już mniejsza, jakim sposobem to cudo wpadło w moje ręce. Czytam ciągle, bo nie mogę przestać. Jeśli przerwę, nie da mi to spokoju - a ja bardzo chcę o tym później zapomnieć.
Podstawowe pytanie brzmi: KTO TO WYDAŁ?!
Co my tu mamy: główną bohaterką jest niejaka Mazarine. Istota tak piękna, że nie ma piękniejszej. Prócz tego dobra, wrażliwa i niezwykle utalentowana plastycznie. Miejsce drugiego głównego bohatera natomiast bezwarunkowo zajmują stopy Mazarine. O tym będzie później.
Jestem w połowie tego dzieła, stąd zapewne nie znam jeszcze wszystkich postaci dramatu. Dotąd ukazali się: stary ciałem, lecz młody duchem Wybitny Malarz Cadiz, jego równie wybitna (aczkolwiek zajmująca się fotografią, nie malarstwem, co od razu plasuje ją niżej w skali genialności) żona Sara, ich syn Pascal oraz niejaki antykwariusz. Antykwariusz jest bardzo antykwariuszowy, co wystarcza za cały jego opis.
Wybitny Malarz ma kryzys, na który lekarstwem jest Mazarine. Łączy ich pożądanie silne, lecz niespełnione, co zwłaszcza obrazuje ten oto cytat, roboczo zatytułowany przeze mnie Sceną Wszechwiedzącego Narratora:
-Nie mogę! - krzyknął.
Nie mógł. 
Syn Pascal również jest bardzo zakochany we wspaniałej Mazarine, ale jeszcze nie wie, że Mazarine kocha się w jego ojcu. A Mazarine jeszcze nie wie, że Pascal to syn Cadiza. A Cadiz jeszcze nie wie, że Mazarine spotyka się z jego synem. A żona Cadiza to już w ogóle nic nie wie. Taki romantyczny suspens.
Co do samej Mazarine: chodzi ona wciąż na bosaka, bowiem jak raz spróbowała latem, to uznała, że już nigdy nie nałoży butów, bo "jej stopy nie zniosłyby okrycia". Zresztą taka jest zdrowa i naturalna, że od razu śnieg jej nic nie robi, bo już jesienią jej stopy przystosowały się do chłodów. Raz tylko zachorowała.
Stopy Mazarine, jak już wspomniałam, są w ogóle bardzo istotne. Wybitny Malarz Cadiz ma na ich punkcie obsesję, gdyż sam nigdy nie umiał malować stóp, czego nie zauważył żaden krytyk czy inny znawca sztuki za wyjątkiem jednej bystrej Mazarine. O tym, że jej stopy będą takie ważne, dowiadujemy się już pod koniec pierwszego rozdziału:
Cadiz nie mógł oderwać wzroku od bosych stóp Mazarine. Kropelka krwi widoczna na palcu podkreślała jeszcze ich biel. Były doskonałe, pięknie zarysowane, niemal o boskich kształtach. Nigdy w życiu nie widział tak delikatnych stóp. Wyglądały jak dwa stylizowane skrzydła. Nagle ożyło w nim jakieś tłumione od lat uczucie. Czyżby stopy jego nowej uczennicy niespodziewanie obudziły go do życia?
Aby zakończyć charakterystykę bohaterów, dodam jeszcze, że każdy z nich jest też poetą. Ich dialogi przeplatane są rozbudowanymi metaforami i innymi takimi wizjami, nieraz bez związku z tematem, ale kto by się w końcu przejmował jakąś logiką wypowiedzi czy też chciał odpowiadać na pytanie, kiedy można improwizować "Dziady" na wolnym, nie?
Jednak "Przeminęło z czasem" to nie tylko wspaniałe płomienne romanse oraz zalety Mazarine, o nie... Wyobraźcie sobie, że ta niezrównana powieść ma też wątek fabularny! I to niemal na miarę Dana Browna...
Otóż Mazarine, która jest smutną, melancholijną i wrażliwą sierotą, która nikogo nie ma na świecie i w ogóle to matka jej nawet nie kochała (dygresja: jedną z największych zagadek jest źródło utrzymania Mazarine - wiem tylko, że jest uboga i dlatego ma mało ubrań, ale skąd już ma te pieniądze, co je ma, to nie wiadomo; nie dopatrzyłam się jeszcze jakiejkolwiek wzmianki o pracy), ta Mazarine w swoim tajemniczym domu, ciemnym i pachnącym lawendą, trzyma ciało niejakiej Świętej, zwanej też Sienną. Święta nie żyje już całe wieki, ale na wzór Śnieżki zamknięta została w kryształowej trumnie i jej ciało się nie psuje. Teraz pomału okazuje się, że Święta jest powiązana z jakimś średniowiecznym kultem, który przetrwał do naszych czasów. Członkowie tej sekty mają lamerskie pozdrowienie oraz bliżej nieokreślone wierzenia, które wiążą się z miłością, zwłaszcza niespełnioną (dziewice bardzo w cenie; dodajmy, że Mazarine jest oczywiście dziewicą, co wszyscy mężczyźni odgadują po jednym spojrzeniu na jej twarz), oraz sztuką. A przez sztukę rozumiemy malarstwo.
Jeszcze jedno jest ciekawe: z Mazarine promieniuje niezwykła energia. Nie wiem, czy wyczuwają ją tylko mężczyźni, czy kobiety też, z tej prostej racji, że Mazarine nie zna żadnej kobiety. W ogóle to już zostało jasno zasugerowane, że nasza wspaniała i piękna główna bohaterka może być wcieleniem Świętej.
Jeśli to wszystko nie zdołało zachęcić nikogo, to dodam, że prócz poetycznych dialogów i sugerowanej przez autorkę tajemnicy książka oferuje czytelnikom tak niesamowite sceny, jak tarzanie się nago w farbie. Rozkosz. Przynajmniej według Mazarine.
Okładka odważnie informuje mnie, że to dzieło sztuki stworzyła jakaś autorka innego bestsellera... ostatnie słowo jest tu kluczowe...

Tym razem bez ilustracji do posta. Nie posiadam niczego w swych zbiorach, co zasługiwałoby na umieszczenie pod taką treścią.