niedziela, 5 sierpnia 2012

22. O tym, jak w końcu wyjechałam w Bieszczady, co mi się takie niesamowite zdawało

Nie mogę się nadziwić i nacieszyć. Nawypisywać.
Byłam w Bieszczadach łącznie razy trzy. Pierwszy, to był obóz harcerski w Skorodnem w 2007. Drugi, to była jazda po brata na jego obóz, w 2010. W sumie nawet się nie liczy, bo wtedy jedynie pooddychałam sobie bieszczadzkim powietrzem.
A teraz był trzeci raz. Też niedługi, ale chodzony, pierwsze moje włóczykijstwo od dawna. Brakowało mi tego, nawet sobie sprawy nie zdawałam, jak bardzo. Jakoś tak się dzieje, że z każdym kolejnym krokiem człowiek staje się coraz lżejszy, coraz pogodniejszy. Jeszcze góry tak godzą z samym sobą. Wróciłam do tego Lublina, w którym żyję od urodzenia i do którego przecież jestem w jakiś sposób przywiązana, ale nie znajduję w sobie tymczasem zrozumienia dla zabieganych ludzi wokół. Mam wrażenie, że za bardzo się przejmują. Przesadzają. Radziłabym im, żeby wybrali się w Bieszczady, o.
To ciekawe, ale nie mam nawet zrozumienia dla własnych niepokończonych spraw. Takie mi się błahe wydają. Wszystko takie się wydaje. Więc chodzę jakby z głową w chmurach. Z głową w górach. Nie mam siły rozmawiać.

9 komentarzy:

  1. I właśnie dlatego chodzę po górach. Ludzie tego nie zrozumieją, dopóki sami się tam nie odnajdą i nie zatęsknią;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. E ;)
    miejsca sobie znaleźć nie mogę, wiesz? i przypominają mi się teraz stare obozy.

    OdpowiedzUsuń
  3. bardziej serio, to naprawdę mogę z tobą gdziekolwiek ^^ tylko pod warunkiem, że w drugiej połowie sierpnia. wtedy możemy nawet stopem na księżyc :P

    OdpowiedzUsuń
  4. tam już są amerykanie, odpada:D to może pod koniec sierpnia sie gdzieś ruszymy?

    OdpowiedzUsuń
  5. dobra, jestem za;) Kraków czeka na podbicie, będziemy tam jak veni vidi vici. trzeba będzie tylko obkminić kiedy dokładnie.
    ach, aż się doczekać nie mogę^^

    OdpowiedzUsuń