poniedziałek, 7 kwietnia 2014

48. Dziś dusza mi śpiewa

Z rekolekcji wracałam w mieszanym nastroju, spokojna Bogiem i niespokojna ludźmi (bo sknociłam i wszystko wskazuje na to, że nie zauważyłam kolejki do konfesjonału, a z jakiegoś powodu nikt mnie nie zatrzymał ani nie zwrócił mi uwagi...).
Ciężko tak, kiedy się bardzo chce wykazać jakoś, że to niespecjalnie, kiedy się chce naprawić, a nie ma jak. Tak mi z tym było niewygodnie, że nie cieszyłam się tak bardzo, jak powinnam, że Pan Jezus odpuścił mi taki paskudny grzech, i rozgrzeszenie usłyszałam takie wspaniałe, że mi się płakać zachciało. Zdaje mi się, że w ogóle w mszy wiele słów skierowanych było do mnie i moich małych problemów, co jest cudowne, choć nie wiem, czy podobne myślenie nie świadczy o jakiejś megalomanii.
Na dworze było ciemno i od rzeki szedł wiotki Chłód. Kwitną drzewa, mirabelki i wiśnie, a może i jakieś inne, ale nie wiem, jakie. Jedno było już w apogeum kwitnienia, drobne białe kwiatki zlewały się w jedno światło. Drzewo stało, świeciło czystością, takie dumne i tajemnicze. Pachniało. Zbliżyłam się trochę, ale nie otworzyły się przede mną żadne drzwi i zapach nigdzie mnie nie zaprowadził. Uszczknęłam kilka gałązek, by zapach zanieść do domu i mieć go swoim choć na krótko. Ukłoniłam się na pożegnanie. Jutro też będę przechodzić tamtędy. Więcej drzew po drodze będzie takich świecących.

2 komentarze:

  1. Jak to dobrze, że jest na świecie taki człowiek który kłania się drzewom na pożegnanie[Nigdy nie wiadomo, które z nich to entowe żony]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to dobrze, że jest na świecie taki człowiek, który pamięta o entowych żonach

    OdpowiedzUsuń