W piątek siedziałam z W w Szklarni i piłam z filiżanki gorącą, gęstą czekoladę (na którą wydałam aż 9 złotych i uważam, że za tą cenę powinnam dostać znacznie więcej tej czekolady). W raczyła się wtedy piwem i mówiła, jak to bywa na spektaklach i jak to czuje, że ma ograniczone możliwości wyborów w życiu przez to, jak została wychowana i jaka się urodziła. Patrzyłam wtedy na sufit, bo to była moja pierwsza wizyta w Szklarni, zatem wszystkie nastroje i wrażenia płynęły do mnie ze ścian i od ludzi, a ja chłonęłam je jak gąbka. Myślałam przy tym, że nie do końca rozumiem W i niekoniecznie podzielam jej poglądy czy spostrzeżenia. Natomiast wszystkie moje uczucia i myśli pochowały się i nie miały ochoty wychodzić. Byłam widzem i słuchaczem.
Nieraz zachwyca mnie to, że ludzie są tacy rozmaici i każdy, z kim rozmawiasz, ma w tym momencie nieco inne priorytety, zupełnie inne marzenia. Nieraz mnie to męczy, gdy szukam w twarzach zrozumienia dla swoich wielkich wydumanych problemów - i nie znajduję. Różnie to bywa. Z tymi ludźmi. Z tym życiem. Z tym wszystkim.
Lubię czasem, raz na jakiś czas, wyjść z kimś gdzieś. Dawno się nie widzieliśmy. Rozmowa. Co słychać. Chciałabym. Nie chcę. Marzy mi się. A co tam u. Dobra ta herbata. Ładnie pachnie ta kawa. Podoba mi się. "Mnożymy się / ucięci / tęsknotami". To niedokładny cytat, z zamglonej pamięci.
Szklarnia? Gdzie to? Nieznajome mi miejsce
OdpowiedzUsuńW Centrum Kultury. Zamieniono na kawiarnię mały wewnętrzny dziedziniec :)
OdpowiedzUsuń