wtorek, 9 września 2014

60. Nigdy, nigdy mnie nie złapiecie

Kolejny już raz popadłam w szpony obsesji. Obsesji znacznie atrakcyjniejszej i piękniejszej od tej tam Rzeczywistości, która mi zagląda przez okno do pokoju i usiłuje namówić do wyjścia z domu. O nie, nie tym razem. Znaczniej lepiej się bawię bez ciebie, Rzeczywistość[cio]!
Gdybym się chciała pozbyć obsesji, mogę to zrobić tylko jednym sposobem: przepracować ją. Na razie jednak nie chcę się pozbawiać obsesji. Problem w tym, że ona i tak niedługo odejdzie, bo przecież weszła mi na mózg, na duszę, siedzi tam i cały świat zasłania tak, że czy chcę, czy nie chcę - myślę o niej. I tym sposobem i tak ją wkrótce przepracuję.
A wtedy czeka mnie powrót do Rzeczywistości. Tej szarej i nieciekawej, takiej pozbawionej baśni, trwałości i niezmienności. Tej paskudnej, w której wszyscy boją się wojny, gdzieś już się ludzie zabijają, a w tym wszystkim ja niebawem wracam na uczelnię i przed tym powrotem muszę przygotować jakiś materiał na seminarium, bo będę musiała przedstawić swoje postępy po wakacjach.
Marzy mi się ucieczka. Kiedyś odejdę stąd. Nie wiem jeszcze, czy wniknę do książki, czy wsiąknę w piosenkę, czy też zwyczajnie przejdę przez skośny sufit nad moim łóżkiem do tej drugiej warstwy świata, do której przejście ukryte jest właśnie w moim pokoju. Głęboko w to wierzę.
Ten post miał wyglądać nieco inaczej, ale zniosło mnie w trakcie pisania.
16:16. To on, to on się zbliża.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz