Jestem przeszczęśliwa, bo to moja pierwsza kartka z jetoyowym kotem. One mi się niesłychanie podobają. (Jeszcze niech do mnie przyjdzie pocztówka z muminkami i postaciami od Ghibli i mogę umierać w spokoju).
A teraz, bo tak, opowiem krótką historię mojej pocztówki. Otóż jedną z pierwszych wylosowanych przeze mnie osób w Postcrossingu była starsza pani z Japonii, która lubiła kwiaty i pocztówki pokazujące po prostu różne miejsca i zabytki na świecie. Wybrałam więc dla niej taką, na której było zdjęcie naszego poczciwego zamku z rozdziawioną paszczą w całej okazałości. Kartka jednak przez sześćdziesiąt dni nie została zarejestrowana przez adresatkę, tym samym zostając oznaczoną jako "zaginiona". I niedawno, po 140 dniach od wysłania, dostałam wiadomość, że moja pocztówka została odebrana. Ta pani z Japonii napisała mi, że bardzo przeprasza, że tyle to trwało, ale przez długi czas była w szpitalu, a teraz chce mi wysłać kartkę "podziękowalną". I ta kartka, już nieformalna i pozapostcrossingowa, dotarła do mnie dzisiaj. Jest na niej drobny motyw słodyczy. W sumie wizualnie nie powala na kolana, ale wypełnia mnie wielka wdzięczność. Dlatego o tym piszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz